Porwane gacie

Marka "Neptunia" rozrasta się ostatnio w niemal niekontrolowany sposób. Co rusz napływają z Japonii nowe informacje o kolejnych spin-offach przygód dziewcząt imitujących wojny konsolowe. Kolejna
"Hyperdimension Neptunia U: Action Unleashed" - recenzja
Marka "Neptunia" rozrasta się ostatnio w niemal niekontrolowany sposób. Co rusz napływają z Japonii nowe informacje o kolejnych spin-offach przygód dziewcząt imitujących wojny konsolowe. Kolejna część – "Hyperdimension Neptunia U Action Unleashed" – odchodzi już od charakterystycznego dla serii erpegowego szlifu bardzo daleko.



Gra nie opiera się jednak na nieznanych dotąd zasadach rozgrywki, nie jest też pierwszym spin-offem niebędącym erpegiem. Już wcześniejsze "Hyperdimension Neptunia: Producing Perfection" stanowczo odcinało się od klimatów opierających się na statystykach, walkach i grindzie. Wszystko na rzecz symulatora życia oraz gry rytmicznej. "Action Unleashed" podąża tropem gier niezwiązanych z główną serią. Był już symulator życia ("Producing Perfection") i strategia turowa w stylu "Fire Emblem" ("Hyperdevotion Noire"). "Action Unleashed" najbliżej do bijatyki w stylu "Dynasty Warriors", tyle że jest to gra w bardziej kameralnym stylu.



Kto ze względu na podobieństwo do "Dynasty Warriors" nastawia się na tysiące przeciwników na ekranie, będzie zawiedziony. "Action Unleashed" jest znacznie skromniejsza, nie tylko z powodu przeznaczenia na Vitę, ale też dlatego, że areny są tu o wiele mniejsze, a do tego na większości plansz znajduje się tylko jedna z nich. Trafiają się etapy nieco większe, ale zwykle wcale nie musimy po nich chodzić, bo większość wrogów da się unicestwić w jednym miejscu. Co gorsza, kameralne plansze przekładają się bezpośrednio na liczbę wrogów; zobaczymy ich maksymalnie kilkudziesięciu (bliżej 30 niż 90). Z jednej strony trochę to przykre, z drugiej – wymaga precyzyjnego odmierzania combosów, jeśli chcemy wykręcić mnożnik uderzeń na 999.



Podczas bitew szybko też napotykamy przedziwny element mechaniki gry, czyli niszczenie się strojów. I chociaż ma to swoje uzasadnienie – im bardziej bowiem porwą się ciuchy naszych bohaterek, tym lepiej dla ich współczynnika ataku (a tym gorzej dla obrony), wziąwszy pod uwagę, że bohaterki to nieletnie dziewczęta narysowane w stylu szczującego biustami anime, gracz może jednak czuć się skrępowany. Na szczęście można odblokować niezniszczalne stroje.

Główny problem "Action Unleashed" jest bezpośrednio sprzężony z największą zaletą tej gry. To bezkompromisowa zabawa w klepanie non stop jednego czy dwóch przycisków, szybkie zmiany bohaterek i wykręcanie szalonych combosów. Gdy naładuje się odpowiedni z nich, możemy odpalić tzw. tryb HDD, czyli zmienić daną bohaterkę w jej mocno podpakowaną wersję. Zadajemy wtedy o wiele większe obrażenia i uzyskujemy dostęp do nowych, niszczycielskich ataków. Niebagatelne znaczenie ma oczywiście wybór postaci. Część misji, zwłaszcza te z nędznego fabularnie wątku głównego, wymaga od nas niestety wybrania konkretnego zestawu, np. Uni i Blanc. Plansze poboczne nie mają takich ograniczeń – walczymy, kim chcemy. Warto zatem przemyśleć zawczasu kwestię doboru postaci, bo może się okazać, że dana plansza ma ograniczenia (np. tylko Neptune na minimum 30 poziomie doświadczenia), które zatrzymają nasz postęp na parę godzin żmudnego grindu.

Poszczególne misje są dość krótkie, zatem pojedyncza sesja i przejście danego etapu zajmują zaledwie kilka minut. Gorzej, że gdy tylko odkryjemy, jakiej broni używać, walki stają się wręcz śmiesznie łatwe. O ile zatem krótka sesyjka z "Action Unleashed" daje masę radości, o tyle, jeśli nie daj Boże przyjdzie nam do głowy maksować poziomy, trzeba przygotować się na potwornie nudne i żmudne powtarzanie wciąż tych samych misji. "Action Unleashed" najlepiej sprawuje się w małych porcjach. Godzina gry jest miła, kolejne dwie – już niekoniecznie.



W doborze ekwipunku nie pomaga niecodzienny system zdobywania nowego sprzętu. Otóż każdy potwór może pozostawić po sobie medal. Im więcej medali z wizerunkiem danego przeciwnika uzbieramy, tym bliżej jesteśmy odblokowania jakiejś nagrody. Czasem to strój, przedmiot albo bonus do punktów ataku bądź obrony, czasem nowy oręż. Warto zatem wyśledzić, które potwory dadzą naszym ulubionym postaciom najlepsze bronie, to znaczy takie, które zredukują naszą obronę do 1, atak zaś podniosą do niebotycznych rozmiarów. 



Po ukończeniu głównej części gry w menu pojawia się opcja turniejów oraz tzw. Neptral Tower. Turnieje są, szczerze mówiąc, dość nędzne. Polegają na dobieraniu postaci i walce na arenie. Z racji tego, że w grze nie ma bloku, wszystko sprowadza się do bezmyślnego klepania przycisków i okazjonalnego uniku. Neptral Tower to znacznie ciekawszy tryb, bo wrzuca nas do tytułowej wieży. Pokonujemy tam kolejne poziomy (fale wrogów) i zdobywamy różne nagrody. Poziom trudności jest w tym przypadku dość zmienny, bo zdarza się tak, że jeden z poziomów jest śmiesznie prosty, a w następnym rzuca się na nas fala wściekłych Pac-Manów…




Szkoda tylko, że mimo paru zalet "Action Unleashed" ani nie wnosi za wiele do gatunku łupanek, ani nie jest szczególnie porywającym (jak np. "Hyperdevotion Noire") spin-offem. Ot, krótka, całkiem niezła gierka na pięć minut przed snem. Nic więcej.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones